Huśtawka finałowa

13 maj

Mutua Madrid Open dobiegł końca. Był to kolejny turniej z cyklu Masters 1000. W finale zmierzyli się Novak Djokovic oraz Andy Murray. Panowie stoczyli zacięty bój o tytuł króla Madrytu. Zwycięsko z tej walki wyszedł Serb. 

Mecz finałowy obfitował w niezwykłe zagrania i wymiany. W końcu, planowo, zmierzyli się w nim turniejowa „jedynka” i „dwójka”. Mam jednak wrażenie, że spotkanie byłoby jeszcze bardziej ekscytujące, gdyby obaj tenisiści trzymali wysoki poziom gry w tym samym momencie. Jednak mimo że panowała huśtawka poziomu gry, to finał był widowiskowy i z pewnością warto było go oglądać.

W pierwszym secie mogliśmy oglądać popis gry Djokovica. To właśnie Serb wszedł lepiej w mecz i czuł się lepiej na korcie. Murray, trochę jakby nieobecny, nie mógł dotrzymać kroku swojemu przeciwnikowi. Liderowi rankingu wychodziło wszystko, grał koncertowo, w wyniku czego pierwszego seta zapisał na swoim koncie wynikiem 6/2.

Następny set miał już jednak inny przebieg. Serb nie kontynuował swojej dobrej passy z pierwszego seta, popełniał więcej błędów, był mniej pewny swoich uderzeń. Na jego nieszczęście Murray podniósł poziom swojej gry. Szkot od samego początku drugiego seta zaczął grać agresywnie i wszystko mu wychodziło. Widocznie wyciągnął wnioski z pierwszej partii meczu. Po dobrej grze Murray’a i słabszej Djokovica set ten zakończył się wynikiem 6/3 dla tenisisty mieszkającego w Londynie.

Trzeci, decydujący set mógł się podobać zarówno kibicom Serba, jak i Szkota (chociaż tym drugim zapewne mniej ze względu na wynik). Mimo że Murray został szybo przełamany, to gra cały czas była wyrównana i niezwykle ekscytująca. Ostatecznie zakończyło się 6/3 dla podopiecznego Mariana Vajdy, jednak wynik ten wcale nie odzwierciedla poziomu gry obu panów. Murray przy 3/5 miał swoje szanse na odłamanie Serba jednak ich nie wykorzystał. Kto wie, jak dalej by się potoczył ten mecz, gdyby Andy miał 4/5 i swój serwis? Jedno jest pewne, w trzecim secie zdecydowanie dwaj finaliści się rozhuśtali, pozytywnie oczywiście.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *